Dzień startu…
Prezentujemy relację Marcina Anikieja, którą przysłał dziś w nocy z Singapuru. Jest to opis całego dnia jego startu na Młodzieżowych Igrzyskach Olimpijskich, który również znajduje się na jego olimpijskim blogu.
„Wstałem, jak codziennie ok. 10-11. Poszedłem na szybkie śniadanie, następnie wróciłem do pokoju spakować się na mój dzisiejszy start. Miałem dużo siły, zero stresu. Aha, bym zapomniał pierwsze co zrobiłem po wstaniu, spojrzałem na telefon by dowiedzieć się która godzina. Patrzę, a tam sms od koleżanki z Jamajki: „Good luck” – trochę poprawiła mi tym humor, ponieważ dzień zapowiadał się ciężki. Nadszedł czas wyjazdu, sprawdziłem czy wszystko mam i razem z trenerem udaliśmy się na salę. Oczywiście słuchaweczki na uszy i muzyczka przez cały czas :) hehe ..
Gdy dojechaliśmy przebrałem się i zacząłem rozgrzewkę. Wszystko było okej, czułem się świetnie. Wiem, że mam tylko jedną walkę, która decyduję czy zdobędę medal czy nie. Byłem nastawiony optymistycznie, praktycznie nic się nie stresowałem – byłem zniecierpliwiony. Chciałem już walczyć !
Gdy doszło do pojedynku – jednak okazałem się „słabszy” . Nie chcę tutaj obwiniać sędziów, bo zawsze tak się robi jak się przegra, ale… Nie skomentuję . Przegrałem po prostu! Po walce byłem wściekły, nawet pociekły mi łzy przegranego, wkurzonego zawodnika. Wiedziałem, że to KONIEC. Nie mam medalu, wracam z niczym. Wiedziałem też o tym, że dużo znajomych w Bornem oglądało moją walkę, chciałem wygrać również dla nich! Nie udało się - i za to chcę Ich przeprosić bardzo. Wiem, że czekali na lepsze show, liczyli że zwyciężę, ale powiem tylko, że dałem z siebie wszystko.
Trochę szkoda tych treningów, litrów wylanego potu, „zmarnowanych” wakacji. Lecz z drugiej strony myślę, że cały cykl przygotowań i sam start w Singapurze wniosły wiele do mojego sportowego rozwoju. Teraz cieszę się jedynie z tego, że to koniec „robienia wagi”. Nie muszę już trzymać swoich -63kg. Mogę jeść wszystko, no i mam jeszcze 2 tygodnie wakacji. Postaram się je jak najlepiej wykorzystać:)
Po starcie zabrałem się razem z Sandrą (naszą młociarą, startuje 19 sierpnia ), która przyjechała mnie dopingować do wioski olimpijskiej. Gdy dotarliśmy na miejsce, poszliśmy odwiedzić Olimpijską galerie gdzie zrobiono mi zdjęcie, które natychmiastowo mi wydrukowano, poproszono o podpis i przyklejono na ścianę, gdzie wiszą zdjęcia każdego zawodnika MIO, który odwiedził właśnie tą galerie. Wtedy też poczułem straszny głód, który znacznie przyśpieszył mój powrót do hotelu. Spotkałem tam kolegów i wspólnie poszliśmy coś zjeść. Dobrze, że poszedłem z nimi – trochę odreagowałem. Tu jest taki fajny klimat, że mimo porażki – oczywiście czuję się nie dosyt, lecz można szybko wrócić do siebie. Po powrocie do hotelu zaszedłem jeszcze do trenera pogadać. Dał mi spinkę z logiem taekwondo w ramach pocieszenia hehe. Przed snem napisałem bloga i posurfowałem w Internecie. Ale dopadło mnie zmęczenie.
Na koniec chcę jeszcze pozdrowić wszystkich dopingujących mnie w Singapurze i jednocześnie przeprosić. Niestety nie udało się! Ale Londyn już za dwa lata. Będę już doświadczonym zawodnikiem i może wtedy…
Pozdrowienia, trzymajcie się!"
Marcin Anikiej
Singapur, 17 sierpnia 2010